Jeśli podobały ci się "Jeden dzień", "Zanim się pojawiłeś" i hitowy film "Last Christmas", to książka idealna dla ciebie.
Josie Morgan nigdy nie czeka na grudzień. Miesiąc ten zawsze jej przypomina o życiu, które utraciła dwadzieścia lat temu. A kiedy tylko słyszy w radiu świąteczną piosenkę, z marszu je wyłącza. Ma ochotę zrywać kolorowe łańcuchy, którymi jej współlokatorka upiera się dekorować mieszkanie. I co roku wysyła list, który wie, że nigdy nie zostanie przeczytany.
Max Carter nie spodziewał się, że kilka dni przed Bożym Narodzeniem utknie w Londynie. Nie spodziewał się, że tak trudno będzie mu się pożegnać z kobietą, którą ledwie zna. Z drugiej jednak strony nie spodziewał się, że się zakocha.
W tym jednak roku, kiedy grudniowy list Josie prowadzi ją do Maxa, przypadkowe spotkanie zmieni życie obojga w doprawdy niezwykły sposób. A ich historia dopiero się zaczyna…
Z Londynu na Manhattan, z Edynburga na angielską wieś, "Always, in December" to romantyczna podróż, której nie da się zapomnieć.
Powyższy opis pochodzi od wydawcy.
***
Sięgając po te książkę nie sądziłam, że złamie mi ona serce. Naprawdę. Musze przyznać, że na początku obawiałam się, czy w ogóle się polubimy. Styl Autorki był dla mnie trochę specyficzny, narracja wydawała się być przegadana, ale całość mnie zauroczyła – na tyle, że naprawdę poczułam się zainteresowana historią Josie i Max’a.
Ta dwójka poznaje się w święta i to w dość zabawny sposób. Mało tego, Max zostaje skazany na towarzystwo Josie, która ma za sobą trudne przeżycia. Ta dwójka poznaje się w dobrym momencie i choć spędzają ze sobą kilka dni, to są one intensywne na tyle, by zauroczyć się sobą nawzajem. Dowiadują się o sobie nowych rzeczy, ale jedno z nich postanawia odejść bez słowa.
Owszem, po jakimś czasie znów się spotykają i nic nie jest już takie samo. Każdy poszedł swoją ścieżką, choć mają ochotę zrobić co innego. Mamy tutaj trochę sprzeczności między uczuciami bohaterów a ich zachowaniem, ale bez tego nie byłoby historii.
Rozum mi podpowiadał, że ta historia nie skończy się dobrze, ale serce miało nadzieję na happy end. Powiem szczerze, że nie sądziłam, iż Autorka zada nam, czytelnikom, tyle bólu. Przyznaję, popłakałam się, ale na końcu książki poczułam satysfakcję z całości.
Pomimo bólu w tej historii, jest w niej także ciepło. Pokazuje, że nigdy nie jest za późno by znaleźć swoje prawdziwe „ja” i by pójść za marzeniami. Odkryć je na nowo i być szczęśliwym.
Za możliwość lektury serdecznie dziękuję Wydawnictwu Słowne.
może kiedyś trafi w moje rece
OdpowiedzUsuń:)
UsuńChociaż uwielbiam świąteczne książki, to chyba jednak wolę lekkie, przyjemne romansy z happy endem
OdpowiedzUsuń:)
UsuńKsiążka z fajnym przesłaniem. Jestem na tak.
OdpowiedzUsuńZgadzam się :)
UsuńCenię sobie tak poruszające książki, więc zapisuję tytuł.
OdpowiedzUsuńPolecam :)
Usuń